Forum Indie Rock & Stuff Strona Główna Indie Rock & Stuff
towarzystwo wzajemnej adoracji pod przykrywką forum ambitnej muzyki popularnej
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

THE DOORS
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Indie Rock & Stuff Strona Główna -> America, America
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lady
amoureuse de Paname


Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 14176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Paname

PostWysłany: Nie 14:18, 13 Lip 2008    Temat postu:

Myślę, że brak Bonza jest znacznie bardziej odczuwalny niż brak jakiegokolwiek instrumentalisty w jakimkolwiek innym zespole. Led Zeppelin to był wyjątkowy kolektyw, właśnie ze względu na (niemal?) równy wkład każdego z muzyków. Zresztą gdyby tak nie było, Zeppelini nie rozwiązaliby się po śmierci Bonhama.

Doorsi mieli to nieszczęście, że stracili człowieka, który był sercem i duszą zespołu. Nie tylko był charyzmatycznym frontmanem - takich ludzi w historii rocka można policzyć na palcach jednej ręki - nie tylko był wokalistą, autorem tekstów, ale też dostarczał 90% repertuaru, mimo że nie grał na żadnym instrumencie. Jego styl był nie do podrobienia. Między kompozycjami Jima a Robbiego jest taka różnica, jak między Byronem a Słowackim. Słowacki bywał bardziej bajroniczny od Byrona - i właśnie dlatego nie mógł być Byronem.

To tak jakby plemię straciło szamana. Nie mogło dalej istnieć inaczej, jak tylko jako kaleki, pozbawiony ducha twór.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny99
Killamangiro


Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 14:23, 13 Lip 2008    Temat postu:

Ja znałem wielkich fanów The Doors, którzy nie mieli nawet pojęcia, że po śmierci Morrisona zespół wydał jeszcze jakieś albumy z premierową muzyką ( sam dowiedziałem się o tym dopiero przy okazji wkładki w TR ). To też o czymś świadczy.

Ostatnio zmieniony przez Johnny99 dnia Nie 14:24, 13 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
godfather
son of a gun


Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 8492
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: mam wiedziec?

PostWysłany: Nie 14:31, 13 Lip 2008    Temat postu:

na pewno nie swiadczy to zle o fanach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady
amoureuse de Paname


Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 14176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Paname

PostWysłany: Nie 14:34, 13 Lip 2008    Temat postu:

To były dupy, a nie fani...

Znam te płyty z książek, do tej pory nie ukazały się wznowienia na CD, mimo że katalog z Jimem wyszedł po remasteringu już chyba ze trzy razy. To też o czymś świadczy, widocznie sami autorzy nie byli do nich przekonani. Ale Ray podczas pobytu w Polsce (kraju przodków) zapewniał, że je wznowią. Może nawet już się ukazały, nie wiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny99
Killamangiro


Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 14:36, 13 Lip 2008    Temat postu:

Dlaczego dupy ? To był po prostu ten sam rodzaj fanów, który nie poszedł na koncert The Doors + Ian Astbury.

Ostatnio zmieniony przez Johnny99 dnia Nie 14:37, 13 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady
amoureuse de Paname


Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 14176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Paname

PostWysłany: Nie 14:39, 13 Lip 2008    Temat postu:

Za bardzo szufladkujesz. Nie byłam na tym koncercie i mimo to nie zaliczam się do tego rodzaju 'fanów'. Odkąd to obecność na koncercie będącym profanacją legendy jest obowiązkowa dla kogoś, dla kogo to jest najważniejszy zespół w jego życiu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
godfather
son of a gun


Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 8492
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: mam wiedziec?

PostWysłany: Nie 14:39, 13 Lip 2008    Temat postu:

Linz napisał:
To były dupy, a nie fani...


ale widzisz lady, doorsi nie mogliby nagrac nic tak magicznego [nie watpie ze to jest warte uwagi] bez jima.
gdybym byl jakims wielkim fanem the doors, dla wlasnego spokoju trzymalbym sie jak najdalej od takich plyt.
pomijajac juz fakt raczej watpliwej etycznie decyzji o nagrywaniu pod szyldem the doors, nazwa wymyslana przez jima...


Ostatnio zmieniony przez godfather dnia Nie 14:40, 13 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady
amoureuse de Paname


Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 14176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Paname

PostWysłany: Nie 14:41, 13 Lip 2008    Temat postu:

Ale do cholery, nie wiedzieć, że nagrali jeszcze dwie płyty? W takim razie pewnie nie czytali nic o Doorsach - a wyszło parę dobrych książek - więc co to za fani?!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny99
Killamangiro


Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 14:46, 13 Lip 2008    Temat postu:

Osobiście czytałem dwie książki o Doorsach, i albo mam kiepską pamięć ( było to dawno ), albo nie zwróciłem uwagi, ale nie przypominam sobie, by było w nich coś o tych dwóch płytach, a jeśli już to gdzieś w dziale " Dyskografie ". Obie koncentrowały się na Jimie, i nic dziwnego.

Cytat:
Odkąd to obecność na koncercie będącym profanacją legendy jest obowiązkowa dla kogoś, dla kogo to jest najważniejszy zespół w jego życiu?


W tym właśnie rzecz, że nie jest.


Ostatnio zmieniony przez Johnny99 dnia Nie 14:47, 13 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady
amoureuse de Paname


Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 14176
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Paname

PostWysłany: Nie 16:48, 13 Lip 2008    Temat postu:

Co do nazwy - The Doors byli zespołem, mieli układ demokratyczny, decyzje podejmowali jednogłośnie, więc miało to jakieś uzasadnienie. 'Other Voices' i 'Full Circle' nagrali we trójkę, nie przyjęli innego wokalisty.

Natomiast w sporze o reaktywację z Ianem Astburym racja była po stronie Johna Densmore'a.

Zadziwiające, że właśnie John, którym dogadywał się z Jimem najgorzej z całej trójki (próbował mu wyperswadować nałogi i szalony styl życia, a Jim te zabiegi kompletnie ignorował), po jego śmierci zdawał się tym, który najlepiej go zrozumiał i swoją książką oddał mu najpiękniejszy hołd. Chcę to podkreślić, bo o Johnie krążyły zupełnie niesłuszne, krzywdzące opinie.


Przejrzałam moje biografie Jima Morrisona i The Doors. Jerry Hopkins i Danny Sugerman w 'Nikt nie wyjdzie stąd żywy', Piotr Kosiński w 'The Doors. Czas Apokalipsy' i oczywiście John Densmore w 'Riders Of The Storm. Moje życie z Jimem Morrisonem i The Doors' - wszyscy piszą o tych dwóch płytach.
Nie dotarłam nigdy do 'Rozpal we mnie ogień. Moje życie z The Doors' Raya Manzarka, ale byłoby dziwne, gdyby o nich nie wspomniał. Z premedytacją nie czytałam Boba Seymore'a 'The End. Śmierć Jima Morrisona', bo mi to zajeżdża hieną cmentarną. Frank Lisciandro zrobił album 'Morrison. A Feast Of Friends' i widziałam go w Empiku, ale to była wersja anglojęzyczna, nie na moją kieszeń - zresztą to album, nie biografia.
Jedynymi książkami na naszym rynku, które znam i które nie wspominają o tych dwóch płytach są: Patricii Butler 'Angels Dance and Angles Die: The Tragic Romance of Pamela and Jim Morrison' (kretyński tytuł, to bardziej biografia Pameli Courson niż Jima) oraz niezbyt wysoko przeze mnie ceniona nowa publikacja Stephena Daviesa 'Jim Morrison. Życie, śmierć, legenda'.

Większość fanów Doorsów zna klasyczną biografię Hopkinsa i Sugermana. Nie wiem, jak można przeoczyć tak istotny fakt.

Nie chcę się kłócić, kto jest fańszym fanem. Słucham wielu zespołów, których pełnych składów często nie znam. Tyle że nie nazywam się fanką kogoś, o kim zbyt wiele nie wiem. To kwestia zachowania pewnych proporcji.


Ostatnio zmieniony przez Lady dnia Nie 17:14, 13 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
godfather
son of a gun


Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 8492
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: mam wiedziec?

PostWysłany: Nie 17:52, 13 Lip 2008    Temat postu:

lady, demokracja, ok, ale dla mnie to i tak pachnie zarabianiem na smierci morrisona.
na pewno wiedzieli, ze bez morrisona nie byloby the doors. on byl frontmanem, glownym kompozytorem i - roznymi sposobami - robil najwiecej szumu wokol zespolu. uczciwiej by bylo wsytepowac w innym skladzie pod inna nazwa.

zauwazcie, ze the rolling stones - nie liczac micka, keitha i charliego - przechodzili niezliczona ilosc rotacji w skladzie, richards nawet kiedys powiedzial, ze the rolling stones nie rozpadna sie tylko dlatego, ze gitarzysyta umiera lub odchodzi zauwazcie jednak, ze [wiem, powtarzam sie] trzon tego zespolu pozostal nietkniety, blyszczace bliznieta juz nie jeden raz udowodnili swiatu, ze sa najprawdopodobniej niezniszczalni;]
co by bylo gdyby jagger zginal? tego nie wiemy. czy bylaby jeszcze mowa o the rolling stones? watpie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny99
Killamangiro


Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 19:10, 13 Lip 2008    Temat postu:

Cytat:
Nie wiem, jak można przeoczyć tak istotny fakt.


No właśnie rzecz w tym, że dla niektórych ów fakt był kompletnie nieistotny. Dla mnie także ( choć ja nigdy fanem The Doors nie byłem ).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bartoś
tajny.szpieg


Dołączył: 18 Maj 2007
Posty: 2108
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: warsaw

PostWysłany: Nie 19:33, 13 Lip 2008    Temat postu:

Linz co do profanacji legendy to się z tobą nie zgodze Byłem rok temu na koncercie 'Riders On The Storm' w Budapeszcie (Manzarek, Krieger + basista ,który grał w na płytach the doors do tego jakiś perkusista i wokalista z zespołu 'Fuel' o ,którym nic nigdy nie słyszałem).

Fakt ,że jego głos był daleki od ideału a kontakt z publiką nie był ten sam ale i tak uważam ,że był to jeden z lepszych koncertów w moim życiu. Sam Ray z Robby'm mieli wystarczający kontakt ,żeby jeśli nie zrekompensować brak Jima to chociaż załatać choć część dziury po jego braku. A to jak się bawili ludzie mówiło samo za siebie bo zabawa była świetna. Tyle do powiedzenia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny99
Killamangiro


Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 19:45, 13 Lip 2008    Temat postu:

Na innym forum w innym temacie ująłem to tak: dla mnie tego rodzaju ekscesy to takie udawanie, że nic się nie stało. I na tym właśnie polega profanacja. LZ zrobili zupełnie inaczej - jeden raz, przy szlachetnej okazji, z szacunkiem dla legendy. Natomiast sytuacje typu Doors + Astbury, czy Queen + Rodgers to takie właśnie wzruszanie ramionami: " cóż, Mercury i Morrison byli fajni i tak dalej, ale co z tego, z innym też możemy grać ". Ale to moje odczucie. Gdyby Bono odszedł z U2, to reszta mogłaby sobie wziąć kogoś innego na wokal, i grać dalej jako U2 - ale ja już bym tego nie chciał oglądać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
godfather
son of a gun


Dołączył: 29 Kwi 2006
Posty: 8492
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: mam wiedziec?

PostWysłany: Nie 19:49, 13 Lip 2008    Temat postu:

Johnny99 napisał:
LZ zrobili zupełnie inaczej - jeden raz


chyba czwarty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Indie Rock & Stuff Strona Główna -> America, America Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin